Udało się! Znaleźliście i zakupiliście Wasz wymarzony kawałek ziemi. Rozpiera Was radość i chęć do działania. W głowie macie już wszystkie pomysły, a na Pintereście całą masę inspiracji. Niezależnie od tego, czy będziecie przerabiać stary dom, czy budować coś całkiem nowego, jest kilka budowlanych prawd, które warto mieć z tyłu głowy. Przynajmniej z naszego punktu widzenia. I nie chcę gasić Waszego zapału, ani malować wszystkiego na czarne kolory. Chcę Wam zasygnalizować, że budowa to jedna z tych rzeczy, którą ciężko pokochać. Za to warto analizować, wyciągać wnioski (najlepiej w szybkim tempie) i nie poddawać się. Piszę to całkiem szczerze, patrząc z perspektywy czasu, na nas. Od momentu kiedy kupiliśmy całkowicie nieuzbrojony kawałek ziemi. Na przygody, które mieliśmy podczas budowy podestów, robieniu wszystkich przyłączy i urządzaniu jurtowych przestrzeni.
Do jakich budowlanych prawd warto przyzwyczajać swój umysł, żeby uniknąć niepotrzebnych nerwów i rozczarowań? Zaczynamy!
Zazwyczaj na większość pozwoleń, fachowców, robót czeka się dłużej, niż jest to zaplanowane. Pamiętam, że na początku wszystkie obsuwy bardzo nas stresowały i traciliśmy na nie dość sporo cennej energii. Zaznaczam przy tym, że mieliśmy gdzie mieszkać. Chodziło raczej o przesunięcia w terminach robót ziemnych, związanych z intensywnie padającymi deszczami. To właśnie nie dająca się kontrolować pogoda, powodowała przestoje w pracy nad jurtowymi fundamentami.
Brak ekipy do pomocy. Jakub, mimo że nie miał żadnej praktyki budowlanej, większość rzeczy kminił sam. Doktoryzował się z całej gamy tematów, podpytywał fachowców, zmieniał koncepcje, szukał pomocnika (najlepiej takiego, który do pomocy przyjdzie więcej niż raz). Finalnie wszystko trwało dłużej, bo co sześć rąk, to nie dwie ;). Z drugiej strony, u nas o porządnych fachowców jest trudno. Ci solidni, mają grafiki grube jak książka telefoniczna, w związku z czym albo się na nich czeka, albo bierze się tych nieco słabszych, i wtedy może być różnie. U nas budowa była specyficzna. Dom to już konkret, na którym można zarobić, ale jurty? Wielu fachowców woli kompleksowe roboty, niż coś, co na początek trzeba wyjaśnić, czym to w ogóle jest.
Plan działania. Cała nasza uwaga była skierowana na przygotowaniu wszystkiego, co niezbędne, jeszcze przed przyjazdem jurt. Jakub od rana do późnego wieczora był w Kryjówce. Ja próbowałam nie zwariować będąc cały czas z półtorarocznym Frankiem, ogarniając dom i pomagając Jakubowi jak tylko mogłam. W wysłuchiwaniu, doradzaniu, wspólnym podejmowaniu decyzji, dowożeniu obiadów, malowaniu, montowaniu i wszystkich pracach, które wymagały czterech rąk. Dobrą praktyką, szczególnie na czas budowy, jest sprowadzenie babci do pomocy, albo zatrudnienie opiekunki. Inaczej, to właśnie wygląda tak, jak na niżej załączonym obrazku ;).
Wszystko jest droższe, niż się zakłada. Tak, oczywiście, że robiliśmy sobie kosztorys. Tak, oczywiście, że przeliczaliśmy ile będziemy potrzebowali pieniędzy. Czy wydaliśmy więcej niż zakładaliśmy? Tak. Oczywiście, że tak.
W naszym, górskim terenie naprawdę drogie są wszystkie roboty ziemne. Kolejną drogą rzeczą, było wywiercenie studni głębinowej i zamontowanie całego jej oprzyrządowania. Jeśli chcecie niektóre roboty w drewnie robić sami, potrzebujecie profesjonalnych sprzętów. To na początek jest dość spory koszt.
Nie oszukujmy się. Jurty, to był nasz debiut. W tematach budowlanych byliśmy zieloni, jak żaby. Nie potrafiliśmy wyliczyć i uwzględnić wszystkich potrzebnych materiałów, ponieważ najzwyczajniej w świecie, nie mieliśmy pojęcia, że będziemy ich potrzebować. Co chwila dochodziło coś, co trzeba było dokupić. Śruby długie, śruby krótkie, jeszcze inne do tego, inne do tamtego. Zapomnijcie, że to wszystko będziecie kupowali w sklepach budowlanych, bo ceny, w porównaniu z tymi samymi produktami internetowymi, potrafią być jeszcze raz takie. Chyba, że stać Was na to, żeby zatrudnić firmę, która wszystko za Was zrobi. Wtedy macie z górki. My takiego luksusu nie mieliśmy. Ma to swoje dobre strony. Zdobyte podczas tego czasu skille, są nie do wycenienia.
Na wiele rzeczy i ludzi nie macie wpływu. Kiedy patrzyliśmy na prognozy pogody, które zapowiadały deszczowe tygodnie, to robiło nam się słabo. Jakub regularnie przychodził z newsami z budowy w stylu: „no wiesz tego jednak się tak nie da, trzeba wymyślić coś nowego”. Bardzo często czekaliśmy i dostosowywaliśmy się do elektryków i hydraulików.
Często coś nieoczekiwanego wychodziło w trakcie prac. A to pęknięta rura w studni, a to za mało oleju. Nie takie ciśnienie w kranach, zbyt mało wkrętów. Po pewnym czasie przestaliśmy się wkurzać na to, że nie idzie nam według wcześniej ustalonego planu. Na to,że brakuje kolejnej rzeczy. Na to, że nasza piękna działka wygląda jak po wybuchu bomby, a w środku jest taki rozpierdziel, że czasami nie ma jak się ruszyć. Na to,że coś nie wyszło i że coś jest do poprawki. To była nasza codzienność. Codzienność, którą trzeba było przyjmować taką, jaka jest. Nie jaką byśmy sobie życzyli, żeby była. To nauczyło nas odpuszczać pewne sprawy, na których niepotrzebnie się fiksowaliśmy. Ustalić priorytety i twardo trzymać się tego, co było dla nas naprawdę ważne. Szybko reagować i działać najbardziej efektywnie. Bez zbędnego jęczenia, narzekania, osądzania. Prosto do celu.
Finalnie co chcę przekazać? Budowa, czy remont, to coś, co porządnie hartuje. To działania, które wymagają wielkiej motywacji i zgranej ekipy, która codziennie się wspiera. Przekonaliśmy się o tym na własnej skórze. Jeśli chcecie to robić sami, trzeba zakasać rękawy i odnaleźć w sobie ogromne pokłady cierpliwości.
Czego się nauczyliśmy? Odpuszczania zbytniej kontroli, bo wszystkiego i wszystkich kontrolować się po prostu nie da. Warto przygotować się psychicznie na dużo newsów, które nie będą najłatwiejsze do przełknięcia. Na sporą elastyczność w działaniu i kombinowanie, dużo kombinowania ;). Tak, żeby nie ześwirować i nie znerwicować po drodzę do swojego upragnionego celu. Widzieliśmy, że łatwo marzenie, można zmienić w utrapienie. A przecież finalnie warto. Zrealizowanie naszego marzenia, dało nam dużą satysfakcję. Teraz, możemy zalec w jurtowych fotelach z odzysku i powspominać tamte chwile, które były swojego rodzaju próbą dla nas. Popatrzeć na jurtę i przyznać z uśmiechem, że zrobiliśmy kawał dobrej roboty. Właśnie dla takiego finału, przechodzi się przez te wszystkie cięższe chwile. To daje ogromną satysfakcję i wiarę w to, że jeśli tylko czegoś bardzo mocno chcemy…robimy plany, działamy, uczymy się na błędach i wspieramy! 🙂
Peace out ! Marta
OdpowiedzPrzekaż dalej |